W czasie jednej z takich wizyt w
Sulmowie zdarzyło się, że pan Unrug w rozmowie z Ojcem wspomniał
o starych legendach i duchach związanych z dawną przeszłością
Sulmowa, który kiedyś wraz z sąsiednim Poniatowem należał do
rodu Poniatowskich, z których jeden przywiózł sobie z Turcji dwie
piękne Turczynki pochowane później na cmentarzu w Goszczanowie,
parafii od Sumowa, w istniejącym dotąd grobowcu. W rozmowie pan
Unrug nadmienił, że rzeczywiście czasami, wieczorem lub w nocy sam
słyszy dziwne, nie dające się niczym wytłumaczyć stąpania,
skrzypienia i trzaski, a czasem jakby przytłumiony wystrzał. I w
tym samym momencie rzeczywiście następuje w sąsiednim gabinecie
silny wystrzał z broni palnej.
Po kolacji, myszkując za pozwoleniem
pana Unruga po starym obszernym Sulmowskim dworze, zobaczyłem na
biurku pana Unruga duży bębenkowy rewolwer. Dla chłopca w moim
wieku, miałem niecałe 17 lat, był to obiekt nadzwyczaj ciekawy.
Zajrzałem do bębenka od strony wylotu kuli i nie widząc czubków
pocisków, uważałem że rewolwer nie jest nabity. Teraz więc
przykładam sobie lufę do skroni i zaczynam powoli naciskać spust.
Chodziło mi o dreszczyk emocji i wykazanie samemu sobie, że umiem
pokonać uczucie strachu, jakiego się doznaje przykładając broń
do głowy. W ostatniej jednak chwili instynkt samozachowawczy zmusił
mnie do skierowania lufy rewolweru w dół przed dociśnięciem
spustu do końca. Nastąpił wystrzał . . . huk, ogień i dym . . .
Kula przebiła ukosem blat biurka, drzazgi posypały się z podłogi
i kula utkwiła w posadzce. Okazało się, że rewolwer był
całkowicie nabity, tylko niewłaściwymi, krótszymi niż normalnie,
nabojami, tak że kul nie było widać z przedniej strony bębenka.
No i od tej pory uwierzyłem, że „nienabity” rewolwer może
jednak wystrzelić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz