piątek, 29 września 2023

Wakacje

Oddziaływanie przyrody na mnie było tym większe, że w Mikołajewicach byłem zawsze sam, z Ojcem. Ojciec utrzymywał rzadkie stosunki towarzyskie tylko z dwoma swymi przyjaciółmi: panami Kożuchowskim z Brudzynia i Unrugiem z Sulmowa. Do mnie przyjeżdżał tylko jeden: Piusek Kożuchowski raz lub dwa razy do roku na dwa tygodnie. Byłem więc w Mikołajewicach przeważnie sam, z koniem i psem. Nauczyło mnie to jednej rzeczy: nigdy nie nudzę się będąc sam; jak nie mogę być z przyrodą, wystarczy mi „mechanika” lub książka. Nudzić mogą tylko ludzie, zwłaszcza ludzie gadatliwi.
Powracając teraz do lat 1921 – 1922: kilka wspomnień z wakacji spędzanych w Mikołajewicach. Któregoś roku odwiedziliśmy z Ojcem jego przyjaciela Jana Unruga w Sulmowie koło Goszczanowa o kilkanaście kilometrów od Mikołajewic w stronę Kalisza. Jan Unrug był starszym już panem, pochodził ze starej, dawnej i znanej rodziny niemieckiej, od dawna już całkowicie i wiernie spolszczonej. Był to człowiek wysokiej klasy, dużej kultury i wykształcenia, oczytany, o zamiłowaniach humanistycznych. Stanowił więc dla Ojca właściwe towarzystwo; przyjaźnili się też bardzo, co nie przeszkadzało, że widywali się dwa lub trzy razy do roku. Pan Unrug miał duże poczucie humoru, podobnie jak mój Ojciec, ale i swoje dziwactwa, był starym kawalerem.
Otóż podczas jednej z takich wizyt (raz na pół roku) po dłuższej rozmowie pana Unruga z Ojcem, zasiedliśmy w Sali jadalnej do kolacji: Ojciec, pan Unrug i ja. Duża sala jadalna, stół na kilkanaście osób i nas trzech. Pod koniec wykwintnie podanej przez służącego kolacji, pan Unrug zawołał tak zwanego „Becia” – starego służącego, dawnego kamerdynera, obecnie już na emeryturze. Była to charakterystyczna, zabawna postać: staruszek, grubasek, łysawy, o twarzy Szwejka i takiejże postury i wyglądu. „Becio” przyszedł razem z gosposią „Jagusią” – kubek w kubek do niego podobną: w podeszłym wieku, okrągła wesoła. Kiedy już stanęli na środku Sali, na prośbę pana Unrugapara ta odśpiewała ludowe piosenki (kuplety) z okolic Sulmowa.
Pan Unrug przepadał za prawdziwym, niefałszowanym folklorem i słuchał tych piosenek zawsze z niesłabnącym zainteresowaniem i przyjemnością. Tylko w Sulmowie, przy takich okazjach, zdarzało mi się widzieć Ojca śmiejącego się tak szczerze i otwarcie. Zwykle można było zobaczyć tylko lekki sceptyczny uśmiech.
Piosenki śpiewane przez „Becia” i „Jagusię” były oryginalnymi otworami ludowymi z Sulmowa i okolic; niewybredne, dosadne i śmiałe. Do najprzyzwoitszych przyśpiewek należał na przykład refren:
. . . Nikomu tak nie przystoi
Jak Jagusi i Beciowi
Gdy tak stoją koło kupy


 Wyglądają jak dwie du . . .

Brak komentarzy: