czwartek, 9 kwietnia 2015

Mikołajewice - piękna natura II

Powracając do dawno już minionych czasów z Mikołajewic, to utkwiły mi w pamięci dwa pełne uroku wspomnienia: lato w samo południe i wieczorne mgły nad Wartą.

Latem, w upalne dni lipcowe, gdy mogłem oderwać się od zajęć, siadywaliśmy z żoną przed dworem z prawej strony zajazdu pod wielkim rozłożystym modrzewiem, który szerokim parasolem delikatnych gałązek ocieniał siedzących pod nim domowników. Modrzew był siedliskiem i ulubionym miejscem malutkich ptaszków koliberków, wielkości ¼ wróbla.

W czasie, około południa, następowała przerwa, gdy z pól i podwórza nie dochodziły żadne odgłosy, gdy krowy i źrebaki nie wróciły jeszcze zza rzeki, a fornalki z pól. Panowała kompletna cisza potęgowana jeszcze przez cichy i cieniutki świergot malutkich ptaszków skaczących w gałęziach modrzewia. Cisza trwała około pół godziny. Przerywał ją nagły dźwięk gongu z podwórza „na południe”. Po kwadransie słychać już było przyśpieszony tupot pędzących źrebiąt, porykiwanie wracającego z pastwiska bydła i wreszcie brzęk uprzęży i turkot wracających z pól zaprzęgów. Zaczynała się zwykła hałaśliwa krzątanina obiadowa dla inwentarza.

Z lewej strony dworu przy alei wjazdowej stała wielka, stara lipa ocieniająca szerokim pasem aleję. Było to miejsce, gdzie przyjmowało się pieszych interesantów, sadzając ich na umieszczonej pod lipą ławce. Piękna lipa była ulubionym miejscem niebywałej ilości pszczół i trzmieli, tak że w upalne, skwarne południe buczenie i brzęczenie zagłuszało dosłownie świergot i jazgot ptaków w gałęziach.

Letnie burze w Mikołajewicach miały też swoje odrębne właściwości. Mikołajewice były półkolem otoczone wodami Warty i wyniosłym, gęstym starodrzewem górującym na wysokim brzegu rzeki. Sprzyjało to przyciąganiu piorunów, które pomimo dziewięciu  piorunochronów  umieszczonych na dworze i w podwórzu waliły w ciągu większej burzy  bez przerwy w wody kanału przy dworze i w Wartę, często w wysokie drzewa w parku, czy na wyspie, rzadziej w piorunochrony. Być może piorunochrony działały jednak rozbrajająco na potężne ładunki elektryczne w atmosferze, łagodząc w pewnym stopniu uderzenia piorunów.

niedziela, 29 marca 2015

I jeszcze jedna dygresja - o wierze człowieka


I jeszcze jedna dygresja, może najważniejsza.

Otaczający nas świat, ten bliski i ten w bezmiarach kosmosu, bez granic w przestrzeni i wieczny w czasie, którego nasz przeceniany, a tak niedoskonały umysł nie jest w stanie objąć i zrozumieć - ten świat pełen mocy, mądrości i piękna przez same swe istnienie dowodzi sił i wartości nadprzyrodzonych, które jedynie mogły go stworzyć; proadzi do wiary w Stwórce, w Boga. Są ludzie tak zarozumiali, tak zadufani w swój intelekt,że po za swym rozumem nie wierzą w nic. Jakże śmieszne są te malutkie pionki błąkające się w bezmiarze świata ze swą megalomanią. I dopiero u kresu ziemskiej wędrówki, na krótko przed śmiercią,doznają przebłysku swej nicości, gdy strach rozszerza im oczy.

Podczas gdy ludzie wierzący i sprawiedliwi doznają w ostatnich godzinach spokoju, ukojenia i wiary w nieskończoną Dobroć i Sprawiedliwość.

Ławtwo pojąć, że podobnych, rzeczywiście ostatnich chwili w życiu nie przeżywałem, bo gdybym przeżywał, to mnie już by nie było na tym świecie. Widziałem jednak nie jedną agonię ludiz wierzących i ateistów i właśnie tak silnie uderzyła mnie różnica w zachowaniu się wobec zbliżającej się nieuchronnie śmierci i ostatecznym jej przejściu.