piątek, 29 września 2023

Piusek

Do najprzyjemniejszych chwil z czasów wakacji letnich należały tygodnie spędzane wspólnie z serdecznym moim przyjacielem Józefem Piusem Kożuchowskim, zwanym powszechnie Piuskiem. Było tradycją w rodzie Kożuchowskich, że tylko te dwa imiona przeplatały się w pokoleniach: dziad – Ignacy, syn – Pius, wnuk – Ignacy, itd. Pius był synem pani Marii ze Schmidtów i pana Ignacego Kożuchowskiego, przyjaciela mojego Ojca.
Brudzyń państwa Kożuchowskich leżał w starostwie Kolskim, 50 kilometrów od Mikołajewic i graniczył ze Smoliną państwa Maringe’ów. Inżynier Tadeusz Maringe ukończył mechanikę w Anglii i ożeniony był z panią Tolą Wyganowską. Matką jego była siostra pana Ignacego Kożuchowskiego, stąd bliskie pokrewieństwo. Nie mówią już o Brudzyniu, w którym uważano mnie na równi z Piuskiem za syna – dom państwa Maringe’ów w Smolinie był tak dla mnie miły, gościnny i serdeczny, że i tu uważano mnie za domownika, zwłaszcza gdy przez parę tygodni codziennie mnie u siebie widywano.

W czasie lata Ojciec pozwalał mi na wyjazd do Brudzynia na dwa do czterech tygodni. Brałem wtedy zmianą bielizny, butów i przybory toaletowe do siodła i wyruszałem konno, naturalnie na swojej ulubionej „wierzchówce” do Brudzynia; po czterech, pięciu godzinach byłem na miejscu. W Brudzyniu oprócz Piusa przebywali zawsze jego koledzy czy kuzyni, tak że towarzystwo nasze liczyło 4 do 6 chłop[ców w naszym wieku. Poza tym jeszcze i w Smolinie było czworo Maringe’ątek, ale była za mali dla nas. I tak całą kompanią bawiliśmy się doskonale, przeważnie konno w polu, ze strzelbami w lasach, w Indian, kowbojów. Rozbijaliśmy się konno, przeskakując w biegu z jednego konia na plecy sąsiedniego jeźdźca, i t.d. W lasach i zagajnikach Smoliny polowaliśmy na dzikie króliki i lisy; na jesieni na kuropatwy i przepiórki powyciąganymi ze strychu w Brudzyniu sztucerami i dubeltówkami. Znaleźliśmy nawet starą „Diwerówkę” prawdopodobnie jeszcze z powstania 1863 roku, ze skróconymi lufami.  

Brak komentarzy: