poniedziałek, 29 grudnia 2008

I Wojna Światowa - Łódź

Po zajęciu Łodzi przez Niemców wyjeżdżamy z Parsk do Łodzi. Przez te wszystkie peregrynacje wojennej od roku przeszło nie chodziłem do szkoły.

W Łodzi mieszkamy oczywiście u Babki Żukowskiej przy fabrykach na ulicy Konstantynowskiej 98. Tutaj od dzieci robotników fabrycznych dowiaduję się, że jestem burżujem, a oni proletariatem, co nawet z początku nie daje nam się nawet bawić wspólnie. Później sytuacja się poprawiła, i co dzień, przy pogodzie z rówieśnicą moją jedenastoletnią Reginą spotykamy się w naszym ogródku przy domu, gdzie z procy strzelam do wróbli odsiadujących kilkanaście starych drzew czereśniowych. Zestrzelone wróble Regina patroszy scyzorykiem, piecze na ognisku i zjadamy je z apetytem.

Taki objaw pierwotnego instynktu dzikiego człowieka występuje w gatunku ludzkim już w najmłod¬szych latach, by później , w wieku dojrzałym, przejść w formę "kulturalną" sportu myśliwskiego. I dopiero na starość przychodzi zrozumienie, że zorganizowane, ułatwione zabijanie niegroźnych, nie¬winnych zwierząt dla własnej przyjemności, to nie męska walka z oszczepem na niedźwiedzia, ale tchórzliwa, bezsensowna zabawa snobistycznych sportsmenów. Prawdziwa kultura nie dopuszcza, nie pozwala na zabijanie zwierząt bez względu na formę, cel i argumentację.

I tak, w Łodzi przez lato zaprzyjaźniłem się z jasnowłosą Reginą a później i z jej starszą siostrą Irmą, która jednak już mocniej uświadomiona politycznie boczyła się na mnie z początku a obie przy obcych unikały ze mną rozmów i wspólnych zabaw. Ja ze swej strony nie bardzo rozumiałem dlaczego jestem od nich gorszy, czego mi znowu nawet Irma nie potrafiła wytłumaczyć. Nie poczuwałem się do żadnej winy, więc wybaczyły mi w końcu moje pochodzenie i serdecznie zaprzyjaźniłem się z robotniczymi dziećmi na Konstantynowskiej.

Pobyt mój w Łodzi przedłuża się przez trwającą nadal wojnę i niemożność przedostania się do Warszawy. Chodzę do drugiej klasy I-go Polskiego Gimnazium Towarzystwa Naukowego 'Uczelnia" przy ulicy Ceglanej 9. Tak mijają trzy okresy szkolne zakończone moją promocją do piątej klasy.

Łódź z czasów zaboru rosyjskiego, z okresu przed I-szą Wojną Światową to opisana genialnie przez Reymonta "Ziemia. Obiecana". Trudno o wierniejszy, bardziej prawdziwy, rzeczywisty obraz atmosfery, stosunków i życia ówczesnego polskiego manczesteru.
Łódź z jej bujnym życiem, produkująca na kraj i zagranicę, bogata, w wstrząsaną aferami finansowymi, przy¬noszącymi jednego dnia bogactwa jednym - krach i bankructwa drugim. Łódź robotnicza, pracująca, niespokojna ,wzburzona, niesprawiedliwością krańcowych różnic majątkowych, bogactw niemieckich i żydowskich, biedą i ciężkimi warunkami życia polskiej ludności robotniczej.

Lata przeżyte przeze mnie w okupowanej przez Niemców Łodzi przedstawiały już nieco zmieniony obraz miasta. Przestała być Ziemią Obiecaną, ale pozostała nadal Ziemią Ciemnych Interesów jeszcze więcej bezwzględnych i to w okresie trudnych warunków wojennych.
W roku 1917 roku rozeszła się pogłoska, że Niemcy wywożą fabryki i maszyny do Niemiec. Ciekawy byłem jak dadzą sobie radę z wyciągnięciem z dużej hali, w jednej z fabryk, wielkiej maszyny parowej Babci. Maszyna ta napędzała warsztaty całej jednej fabryki. I rzeczywiście Niemcy przyjechali uprzejmie z Babcią rozmawiali i zaczęli rozbierać jedną z zewnętrznych ścian fabryki. Po zwaleniu ściany podłożyli pod maszyny i fundamenty stalowe rolki a na podwórzu mały śmieszny kołowrotek połączony systemem bloków i lin stalowych z podstawą maszyny. Żołnierze wyjechali pozostawiając jednego z nich, starego landwerzystę z fajką w zębach, który" zasiadł przy kołowrocie i kręci korbą. Po dwóch dniach takiego kręcenia wielka maszyna wyjechała posłusznie z fabryki. Wyciągnięcie jej na kilka platform i wywiezienie artyleryjskimi ciągnikami na specjalne wagony kolejowe było już tylko kwestią paru następnych dni.

W tym samym jeszcze roku mury fabryk zostają poważnie uszkodzone nie tyle przez działania wojenne ile przez ciągłe pożary. Nie było miesiąca, żeby w środku nocy nie budziły nas przeraźliwe sygnały straży ogniowej wjeżdżającej do podwórza oświetlonego jasno szalejącym pożarem. To fabrykanci żydowscy, wydzierżawiający hale fabryczne i energię napędową wprowadzali swoje warsztaty i po dłuższym lub krótszym okresie produkcji podpalali warsztaty dla uzyskania zawyżonego ubezpieczenia bądź uniknięcia skutków kryzysów finansowych, krachów giełdowych czy innych ciemnych, przestępczych manipulacji. Ostatecznie skończyło się to na całkowitym wy¬paleniu jednej z dwóch dużych fabryk, co zmusiło w końcu Babkę do sprzedaży całej posesji a więc fabryk, domku-pałacyku i ogródka.

W krótkim czasie po sprzedaży fabryk w Łodzi następuje dewaluacja niemieckiej marki; wartość jej spada z dnia na dzień, później już z godziny na godzinę. Babka traci wszystko. Odtąd zamieszkuje z Matką moją i ze mną w Warszawie do której w końcu przyjeżdżamy z Łodzi.

Jeszcze przed wyjazdem z Łodzi, lato 1917 roku spędzamy z Matką w Kemblinach pod Strykowem w majątku wuja Mścisława Olszowskiego, ożenionego z Kotkowską.

2 komentarze:

mAk pisze...

Trzeba będzie kiedyś spróbować tych wróbli na dziko.

Prawnuk... pisze...

Ale do tego trzeba pary proletariusza i robotnicy :D:P