sobota, 4 października 2008

Najmłodsze lata - Brzeźno (część II)

Dziadek mój Ludwik Mazurkiewicz syn Józefa i Adeli z Dzierzbickich (z Księstwa Poznańskiego) urodzony w 1839 r. w Przespolewie w Kaliskim ożeniony był z Laurą Hałłaczkiewicz, jedną z sześciu córek (było jeszcze trzech synów) prababki Hałłaczkiewiczowej, Rogozińskiej z domu.
Do Hałłaczkiewiczów należał wówczas klucz: Przatów Górny i Dolny oraz Dziadkowice, wszystkie majątki koło Szadku po wschodniej stronie Warty.
Dziadek Ludwik Mazurkiewicz pozostawił po sobie synom: Wiesławowi - pięknie położone nad samą Wartą Mikołajewice i Adamowi - graniczące z Mikołajewicami od zachodu urodzajną o żyznej glebie Sochę. Dziadek Ludwik był wysokim, postawnym mężczyzną około dwóch metrów wzrostu z wielką czarna brodą. Despotyczny i gwałtowny był postrachem otoczenia; trzymał krótko gospodarstwo, żonę i starszego syna Adama. Ojca mego Wiesława kochał bardzo i rozpuszczał.

Babka Laura była przeciwieństwem dziadka: cicha, spokojna, łagodna, zrezygnowana. Nie mogła być szczęśliwa; miała zamiłowania literackie, pisała wiersze.

Ojciec mój urodził się w 1867 roku w majątku Moskurnia koło Koźminka w Kaliskim. Był typowym intelektualistą: bardzo zdolny, ukończył Wydział Prawny Uniwersytetu Warszawskiego ze złotym medalem. Umysł ścisły, logiczny o szerokich zainteresowaniach. Zamknięty w sobie, małomówny, usposobiony sceptycznie i pesymistycznie, przy tym niepozbawiony poczucia humoru. Nie znosił sprzeciwu (bo tez najczęściej miał rację). Wynikający z poszanowania tradycji konserwatyzm łączył z prawdziwym zrozumieniem i uznaniem współczesnych zasad demokracji.
Do końca życia pełnił obowiązki sędziego pokoju w pobliskim miasteczku Warcie n/wartą, nie pobierając pensji za dwudziestoletnią prace w sądzie. W Mikołajewicach udzielał zawsze bezpłatnych porad prawnych wszystkim gospodarzom z całej okolicy, czym sobie zjednał dużą popularność i opinię chłopów, że sędzia z Mikołajewic to uosobienie prawości, mądrości i sprawiedliwości.

W pobliskim miasteczku, warcie żyło kilkadziesiąt ubogich rodzin żydowskich trudniących się drobnym handlem. Bogatsi Żydzi prowadzili zyskowny handel drewnem i żelazem, co dawało im pokaźne dochody - biedni Żydzi żyli w nędzy. Okoliczne majątki handlowały z ta biedota w bardzo małym zakresie: jakieś poślady, czasem cielęta, skóra padłych zwierząt itp., to też często na przednówku rodziny te były w prawdziwej biedzie. Dopiero po śmierci Ojca dowiedziałem się, ze najbiedniejszym Żydom wysyłał w krytycznych dla nich chwilach, na przednówku po parę metrów pszenicy lub żyta, jako bezzwrotna pomoc.
Wiesław Mazurkiewicz
Ojciec był średniego wzrostu, delikatnej budowy. Po Hałłaczkiewiczach odziedziczył tatarski skośny wykrój oczu, okrągły kształt głowy i wystające nieco kości policzkowe, co nie przeszkadzało, że był za młodu bardzo przystojny i miał duże powodzenie u pań. O usposobieniu raczej poważnym, nie przepadał za towarzystwem i zabawami; za czasów studenckich lubił wino w gronie przyjaciół i kolegów.
Do sportów Ojciec nie zdradzał specjalnego zamiłowania. Fechtował się ( znalazłem w Mikołajewicach stare niemieckie rapiery pojedynkowe), jeździł konno i polował. Ojciec bardzo dobrze strzelał. W Mikołajewicach w parku zakopane były jeszcze w czasie pierwszej wojny światowej pistolety pojedynkowe, których pomimo poszukiwań ich z Ojcem nie mogliśmy już odnaleźć.

Po ukończeniu uniwersytetu Ojciec odbył aplikację prawną i wyjechał za granicę do Europy zachodniej, Paryża. Po powrocie osiadł w Mikołajewicach. dziadkowie pozostawili mu majątek, sami zamieszkali w Sieradzu, Babka później w Warszawie. W Mikołajewicach Ojciec pozostaje już do czasu swojego ślubu tj do 1903 roku.
Karolina MazurkiewiczPo roku małżeństwo rodziców rozpada się. Zbyt duże były różnice dwóch silnych charakterów i usposobień. Matka wraca do Brzeźna, Ojciec pozostaje sam w Mikołajewicach sam. Żadne z rodziców nie wstąpiło w ponowne związki małżeńskie. Matka przeprowadziła bardzo kosztowne postępowanie rozwodowe w Watykanie (jeździła w tym celu do Rzymu) zakończone unieważnienie małżeństwa po dwudziestu paru latach! Po wyjeździe Matki Ojciec prowadził w Mikołajewicach całkowicie samotne życie: nie przyjmował nikogo nawet z rodziny, za wyjątkiem ciotecznych braci Smogorzewskich, Janusza prokuratora z Warszawy i Cezarego, sędziego z Warszawy, oraz Wilczewskich, inżynierów z Warszawy. Wyjątek stanowili [również] dwaj bracia Kożuchowscy - Ignacy z Brudzynia k/Koła, przyjaciel Ojca Telesfor, mecenas z Kalisza oraz pan Jan Unrug z Sulmowa w Kaliskim. Sam nie bywał nigdzie. Towarzystwo w sąsiedztwie uważał za nieciekawe i niestojące na odpowiednim poziomie intelektualnym i wykształcenia. Przez kilkanaście lat Ojciec wyjeżdżał zaledwie kilka razy do Poznania i Warszawy.

Do scharakteryzowania rodziców posłużyć może ich wzajemny stosunek do siebie po zerwaniu małżeństwa: nigdy nie słyszałem ze strony rodziców najmniejszej wymówki czy skargi, nigdy żadnego złego słowa ze strony Matki w stosunku do Ojca, ani ze strony Ojca o Matce. Pochodzili z jednego środowiska; oboje byli wysokiej próby.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Pięknie pięknie :)) Musisz koniecznie całość przelać na formę internetową! Wygląda to znakomicie, czyta równie dobrze :)

Zastanawiam się tylko, czy nie przydałyby się jakieś małe podpisy pod tym zdjęciami, żeby nie było wątpliwości, kogo widzimy. Co o tym sądzisz?

Poza tym perfekcja :))

M.K.

Prawnuk... pisze...

Jak otwierasz zdjecie w nowej karcie (albo oknie) to na gorze jest napisane - przynajmniej u mnie :)

Ale rzeczywiscie moge podpisac.